Podróż do Badajoz przebiegła nam bez żadnych problemów. Jedynym minusem mógłby być czas jej trwania, ale zawsze mogło być gorzej tym bardziej, że przebyliśmy prawie całą Europę. W samolocie trafiło mi się jedyne miejsce przy oknie bez dostępu do okna... Nie wiem jak to możliwe, ale tak było, w każdym bądź razie i to nie przeszkodziło mi w fotografowaniu widoków.
|
Po lewej wybrzeże Portugalii, a po prawej prawdopodobnie Alpy |
Po przyjeździe na miejsce okazało się, że wcale nie jest tak ciepło, jak wydawałaby się, że będzie. W końcu Hiszpania przede wszystkim kojarzy się ze słońcem ogrzewającym wszystko dookoła. Ale ciepłe przyjęcie mojej nowej rodziny zrekompensowało. Javi okazał się bardzo sympatycznym chłopakiem, a jego rodzice, pomimo że nie znam hiszpańskiego, a oni do końca angielskiego, bardzo komunikatywni. Dodatkowo, kiedy dowiedziałam się ile mają lat zaniemówiłam. Oboje wyglądają na co najmniej 10 lat młodziej, a ich mieszkanie, urządzone klasycznie, ale nowocześnie, tym bardziej zmyliło mnie w ich ocenie. Co więcej, żeby od początku mieć zapewnioną sporą dawkę wrażeń, zaraz po wejściu do swojego pokoju dowiedziałam się, że nie powinnam się rozpakowywać, bo nowe meble przyjdą z parodniowym opóźnieniem. Ta informacja dodatkowo mnie wzruszyła, ponieważ od razu poczułam się jak w domu z moimi rodzicami i w życiu nie pomyślałabym, że z okazji przyjazdu osoby, której się nie zna, można podjąć ten dosyć poważny krok, jakim jest zmiana wystroju. Nawet, kiedy nie czułam się najlepiej, Adela zrobiła mi taki sam napar, jaki robi moja mama. W tym wypadku mogę powiedzieć, że trafiłam w bardzo dobre ręce i lepiej nie mogłam.
Szkoła okazała się pięknym odnowionym budynkiem, wyglądającym, jak z innej epoki, mieszczącym w sobie również seminarium. Na patio rosną pomarańcze, które prawdopodobnie kiedyś spróbujemy, bo na razie nie wyglądają na dojrzałe. System szkolnictwa różni się od polskiego, ale nie jest niczym, do czego nie mogłabym się przyzwyczaić. Nawet jeśli stanowimy nie lada atrakcję dla uczniów w przedziale wiekowym 12-14 lat. Podczas jedynej, pół-godzinnej przerwy podchodzą do nas, próbują rozpocząć rozmowę, chcą zrobić sobie z nami zdjęcia albo po prostu nas obserwują. Początkowo czułam się jak wystawa w muzeum, ale myślę, że z czasem im to przejdzie. Tym bardziej, że dołączyły do nas trzy Finki, które miejmy nadzieję odciągną chociaż trochę uwagę od naszej trójki *cold-hearted*. Na jednej z pierwszych lekcji języka angielskiego słuchaliśmy "Count on me" Bruno Marsa jako apostrofy do naszej obecnej sytuacji, co było bardzo miłe. Zdążyliśmy również poznać co najmniej 3 klasy maszerując za Loren na kolejne lekcje angielskiego.
|
Colegio Diocesano San Aton |
Powiedzieć, że poznaliśmy dużo osób nie jest wystarczającym określeniem na to, co przeżyliśmy w ciągu pierwszych 4 dni. Uczniowie podchodzili, przedstawiali się nam i odchodzili, więc nie byłam w stanie zapamiętać większości z nich. Koniec końców pamiętam imiona może 30 osób, które spędzają z nami najwięcej czasu. W tygodniu popołudniami spotykaliśmy się tylko w trójkę, ponieważ nasze host rodzeństwo musiało się uczyć albo miało dodatkowe zajęcia. Takim sposobem zwiedziliśmy naszą dzielnicę i zaczęliśmy odkrywać coraz to dalsze zakątki Badajoz.
W piątek wyszliśmy na coś w kształcie imprezy obchodowej(?). W Polsce zazwyczaj spotykamy się w jednym miejscu i tam zostajemy. W przypadku Hiszpanów weekendowe wyjście polega na marszu po mieście bez bliżej określonego celu. Tego wieczoru zobaczyliśmy dużo malowniczych miejsc, wydających się nieosiągalnymi w polskich realiach, przynajmniej w tak małym mieście jakim jest Częstochowa, poznaliśmy również bliżej przyjaciół naszego przybranego rodzeństwa. Z niektórymi z nich nadajemy na tych samych falach, z innymi trochę mniej, co nie zmienia faktu, że właśnie tworzymy jedne z najcudowniejszych wspomnień w naszym życiu...
Kinga