środa, 1 czerwca 2016

See you again...

Minęły kolejne dwa tygodnie, a ja nadal nie wiem, jak szybko mija nam czas. Nim się obejrzałam nadszedł czas na napisanie nowego posta.
Nasz przyjazd równał się z nadejściem pory deszczowej, która miejmy nadzieję dobiegła właśnie końca. Jednak ciekawą rzeczą jest też to, że wszyscy obchodzą teraz swoje urodziny. W zeszłym tygodniu byliśmy na urodzinach Oskara, który zorganizował je w miejscu, gdzie jego 'zespół' przygotowuje się do karnawału i gdzie trzymają swoje trofea i pamiątkowe stroje.
Przyjęcie było bardzo fajnie zorganizowane. Oskar zadbał o każdy aspekt tak, żeby jego gościom się nie nudziło. W pewnym momencie poprosił nas wszystkich o wyjście na dwór, rozdał kolorowe paczuszki, w których był proszek, którego używa się podczas festiwalu kolorów. Razem z Igą i Bartkiem nie braliśmy bezpośredniego udziału w tej zabawie, żeby się nie pobrudzić, ale koniec końców i tak wszyscy byliśmy tak samo kolorowi. Nasi koledzy o to zadbali. Później Oskar z Martą pozwolili mi przymierzyć parę swoich karnawałowych nakryć głowy. Połowa z nich była tak ciężka i niewygodna, że bez pomocy Oskara nie byłabym w stanie utrzymać ich na głowie.




Przez te trzy tygodnie działo się tyle, że nie wiem, jak o tym opowiedzieć. Kiedy zaczęliśmy żyć ich życiem, funkcjonować na tych samych zasadach, nagle wszystko stało się normą. Czymś, do czego się przyzwyczailiśmy i czego nam będzie brakować. Po tych dwóch miesiącach spędzonych tutaj mogę śmiało stwierdzić, że życie tutaj jest prostsze. Chociaż z drugiej strony trudniejsze i bardziej problematyczne. Dla nas jako ludzi z zewnątrz, z innego państwa ich problemy wydają się dosyć odległe, bo jesteśmy przyzwyczajeni do rozwiązywania swoich własnych, gdzie prawdę mówiąc, mając 18 lat, stajemy się odpowiedzialni za siebie. Musimy dbać o własną przyszłość, bo nikt inny za nas tego nie zrobi, podczas gdy tutaj rodzice opiekują się swoimi dziećmi do 30. Spowodowane jest to tym, że studia są tutaj płatne i nie jest się w stanie pogodzić pracy z nauką, więc dzieci zostają dziećmi swoich rodziców dodatkowe 10 lat, nie tak jak w przypadku Polaków.

Przyjeżdżając tutaj nie miałam żadnych oczekiwań. Im mniej oczekiwań się ma, tym mniejsze są ewentualne rozczarowania. Szkoła okazała się bardzo fajna. Uczniowie bardzo przyjaźni, chociaż, jak powiedziałaby moja pani z gimnazjum, o 3 decybele za głośni. Znaczącą różnicą dla nas było uczenie się po angielsku. Nasza obecna klasa jest klasą językową, więc dla niej nie było żadnej różnicy czy uczą się po hiszpańsku, czy angielsku, ale dla nas przestawienie się na terminologię angielską było dość skomplikowane, nawet jeśli znaliśmy odpowiedzi na zadawane nam pytania.
Poznałam wielu ciekawych ludzi, którzy bardzo często szukają najbardziej okrężnej drogi do osiągnięcia swojego celu i wszystko robią na ostatnią chwilę.

Wczoraj przeprowadziliśmy też wywiad z Mrs. Laurą Morala. Bardzo interesująca osobowość z wieloma zainteresowaniami. Ja sama nazwałabym ją człowiekiem orkiestrą, bo nie codziennie spotyka się kobietę, która pływa, maluje, uczy fizyki i zna hiszpański, angielski i francuski. Jest to naprawdę fantastyczna kobieta.

Nadchodzi czas powrotu do domu... Powoli zaczynam tęsknić za moimi hiszpańskimi przyjaciółmi. Wracamy do rzeczywistości, do naszych rodzin, tym samym zostawiając nowe rodziny. To nie jest nasze pożegnanie, ponieważ wiem, że zobaczymy się jeszcze raz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz