czwartek, 5 maja 2016

Hiszpańska " majówka "

Jak się okazało, ku mojemu zaskoczeniu tutaj też miałam okazję zaznać trochę dłuższego weekendu, jakim jest majówka. Chociaż przyznam, że tym razem ta przerwa nie wyglądała tak jak zazwyczaj... Normalnie po prostu zostałabym w domu i przesypiała całe dnie, tutaj jednak moi 'host-rodzice' zapewnili mi rozrywkę, jaką była podróż do Sevilli.
Dokładnie o godzinie 7 rano w sobotę zadzwonił alarm, że pora wstawać. Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, wyjrzałam za okno, a promienie słońca zapowiadały mi wspaniały dzień.
Szybko się ubrałam, pomalowałam i dopakowałam ostatnie rzeczy mi potrzebne do walizki, i zanim się obejrzałam już wsiadaliśmy do auta. Podróż zleciała mi w miarę szybko, bo nie ukrywam, że udało mi się przespać większość czasu. Po drodze zatrzymaliśmy się w kawiarence, żeby zjeść śniadanie, które w moim przypadku składało się z kawy i zwykłej kanapki. Następnie z powrotem zapakowaliśmy się do auta i po godzince jazdy byliśmy już na miejscu.
Nie mogę powiedzieć, bo moi 'host-rodzice' naprawdę się postarali, hotel, w którym zatrzymaliśmy się, nie ukrywam, wydawał się drogi, a w środku budynku naprawdę był piękny wystrój, wszystko było bardzo nowoczesne i jasne, co bardzo przypadło mi do gustu. Zostawiliśmy walizki, wzięłyśmy ze sobą najważniejsze i najbardziej przydatne nam rzeczy i ruszyliśmy 'na miasto'. Tam spotkaliśmy Daniego, Bartka i całą rodzinkę ' Lizardów'. Razem udaliśmy się na krótki spacer w kierunku pałacu na Placu Hiszpańskim, gdzie zostaliśmy trochę dłużej, bo zwyczajnie chcieliśmy razem spędzić miło czas pływając łódkami w okół pałacu. Następnie wybraliśmy się na obiad, gdzie razem z Bartkiem zamówiliśmy jedne z najpyszniejszych pizz, jakie kiedykolwiek jedliśmy. Po obiedzie trzeba było zrzucić trochę kalorii, dlatego udaliśmy się w kierunku centrum spacerkiem i tam, zostaliśmy już do samego wieczora. Chodziliśmy, robiąc masę zdjęć, zatrzymując się w kawiarenkach na różne słodkości i zwyczajnie spędzając ze sobą miło czas. W końcu nadeszła pora, aby się rozdzielić. Całą rodzinką udaliśmy się do hotelu, gdzie zjedliśmy kolację, a następnie każde z nas udało się do swoich pokoi. Postanowiłyśmy z Andreą, że skoro kolejnego dnia też czeka nas dużo zwiedzania i wczesne wstawanie, to weźmiemy szybki prysznic i pójdziemy spać, jak najwcześniej się da. Niestety, nie udało nam się tego dotrzymać, bo cały czas nasuwały nam się coraz to nowe tematy do rozmowy, Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, wygłupiałyśmy się, jak siostry i po prostu cieszyłyśmy się faktem, że znowu możemy spędzać czas razem.
'sweet selfie'

        Kolejnego dnia, muszę przyznać, że    wstanie i zebranie się z łóżka było dla nas nie lada wyzwaniem. Dlatego na ostatnią chwilę udało nam się opuścić pokój. Przed wejściem głównym czekali na nas rodzice Marii, oraz sama Maria wraz z Violettą i Ellą.
Razem udaliśmy się na śniadanie, które też tak jak poprzedniego dnia bez kawy obejść się nie mogło. Kolejno udaliśmy się na dość długi spacer i obiad. Następnie wraz z dziewczynami udałyśmy się w kierunku przystanku autobusowego, gdzie miała czekać Coral i wszystkie wyruszyłyśmy do centrum. Ten wypad muszę przyznać też niósł ze sobą miliony zdjęć. Następnie udałyśmy się na dobrą kawę wraz z ciastem i jak się zorientowałyśmy dzień dobiegał końca. Powoli i niechętnie ruszyłyśmy na spotkanie z rodzicami. Pożegnaliśmy się i udaliśmy się w drogę powrotną. Do domu zajechaliśmy późno, bo dopiero koło godziny 24, więc jedyne co zrobiłam po przyjeździe, to wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać, całe szczęście, że poniedziałek był wolny!

'sguad goals'




:)


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz